niedziela, 3 grudnia 2017

Jak Szogun pola minowe zostawił

Jak Szogun pola minowe zostawił

http://foxmulder2.blogspot.com/2017/12/jak-szogun-pola-minowe-zostawi.html
"Muszę wyrazić podziw dla gen. Stanisława Kozieja, zwanego przez wielu wojskowych "Psiejem". W naprawdę niezły sposób przeprowadził odwrót strategiczny z BBN. Zostawił za sobą pola minowe, miny-pułapki i inne ukryte przeszkody.

Ot np. taką miną był płk Czesław Jóźwik, dyrektor w BBN, będący wcześniej oficerem WSW i WSI, Za elementy tego pola minowego można uznać również wielu innych pozostawionych przez gen. Kozieja w BBN wojskowych z komunistyczną przeszłością (nawet takich, co wierzyli w ustrój tuż przed upadkiem Muru Berlińskiego), w tym dyrektora gabinetu obecnego szefa BBN Pawła Solocha.

Czy taką miną jest również sam Paweł Soloch? Oczywiście to gostek odpowiedzialny za politykę kadrową w BBN, czyli pozostawienie w nim ludzi gen. Kozieja oraz za różne kuriozalne akcje takie jak np. obrona WSIowego nieudacznika Krzysztofa Duszy (pierwowzoru Kapitana Dupy?). O Pawle Solochu słyszałem ostatnio bardzo wiele niepochlebnych opinii. Najłagodniejsza mówiła, że "będzie strasznie przed tobą się płaszczył, by zyskać twoje zaufanie, a później wbije ci zardzewiały nóż w plecy". Inne były dosyć wulgarne, więc nie będę ich cytował. Piotr Nisztor nazywa Solocha "największym błędem prezydenta Dudy".  A może lepiej nazwać go największym odkryciem gen. Kozieja?
Soloch, zanim został w 2015 r. szefem BBN, był m.in.: szefem Instytutu Sobieskiego, wykładowcą KSAP, doradcą szefa BBN w latach 2008-2010, podsekretarzem stanu w MSWiA w latach 2005-2007 (a więc za ministrów: Dorna, Kaczmarka i Stasiaka), szefem Obrony Cywilnej, a w latach 1992-1999 robił karierę w MSZ, MON i MSWiA III RP. Skończył prestiżową paryską uczelnię ENA, w której kształcą się francuskie elity. Kto go tam posłał na przełomie lat 80-tych i 90-tych? Kto promował jego karierę w silnie zaubeczonych resortach?

Przyjrzyjmy się szefom BBN w III RP: Jerzy Milewski - oczywisty TW, Henryk Goryszewski - zasłużony dla Gazpromu, Marek Siwiec - TW, Jerzy Bahr - peerelowski dyplomata (ambasador w Moskwie w 2010 r.), zabici w Smoleńsku: Władysław Stasiak i Aleksander Szczygło, gen. Stanisław "Szogun" Koziej, no i Paweł Soloch.

Dr. Jerzy Targalski (Nya!) słusznie prawi, że urząd prezydenta jest w Ubekistanie stabilizatorem systemu. Taką rolę odgrywali rezydent Informacji Wojskowej "Wolski", TW "Bolek", TW "Alek" i WSIosław Komorowski, wraz ze swoim otoczeniem. Kaczyński nie pasował do tej roli, więc Syndykat musiał się go pozbyć. Rolę stabilizatora ma odgrywać zapewne też prezydent Duda wraz ze swoim otoczeniem. To logiczne, gdyż inni strażnicy systemu się wykruszają - no przecież Schetyna, Nitras, Pomaska i Szczerba, Petru ze swoim haremikiem i tymi debilami, co zbierają pieniądze na Stypendium Wolności dla Kijowskiego, nie nadają się na stabilizatorów systemu.

Pamiętam jak w 2015 r. Artur Zawisza napisał, że zna Dudę i uważa, że to człowiek o "wrażliwości dawnej Unii Wolności" i że po pewnym czasie jego elektorat się na nim zawiedzie. Duda rzeczywiście poważnie zawiódł swój elektorat szopką wokół ustaw o "sądowych kurwach" oraz wojenką z szefem MON. Niektórzy mówią o budowie partii prezydenckiej - ale taka partia zapewne nie zebrałaby więcej poparcia niż mocno poturbowany przez swojego lidera ruch Kukiz'15. Albo mu więc ktoś bardzo głupio doradza, albo... Daje w każdym bądź razie do myślenia jego zadziwiający upór w sprawie swojego doradcy gen. Kraszewskiego. Blokował nominacje generalskie, blokował awanse w SKW, bojkotował uroczystości nadawania sztandarów jednostkom WOT, dąsając się, że mu "bezprawnie" kontrwywiad sprawdza doradcę. Jest tylu generałów, nie mógł wybrać sobie tymczasowo jakiegoś innego? Sam też przy tym eskalował konflikt, np. odmawiając spotkań z szefem MON.

Minister Macierewicz mówił zaś ostatnio, coś bardzo intrygującego:
"Zapewne niektórzy z państwa pamiętają rozmowę między Wojciechem Jaruzelskim i Michaiłem Gorbaczowem, podczas której Jaruzelski zapewnił, że jeśli chodzi o polską armię, to on na pokolenia zabezpieczył dominację środowisk związanych ze Związkiem Sowieckim. Wydawało się wówczas, że mamy do czynienia z pewną bufonadą w wykonaniu Jaruzelskiego – ot, takim rzuceniem nieuprawnionego stwierdzenia, niemającego żadnego zakorzenienia w faktach. Później jednak zapoznałem się z dokumentami dotyczącymi systemu nazwanego „złotym funduszem” (oficjalna nazwa: Fundusz Przyspieszonego Rozwoju).

Czym jest złoty fundusz?
To sformalizowana grupa ludzi, którzy przynależność do złotego funduszu mieli zapisaną w oficjalnych dokumentach personalnych żołnierza. To byli młodzi ludzie, wyselekcjonowani na początku lat 80. z całej kadry oficerskiej, jako ci, którzy będą w przyszłości dowodzili polską armią. Wojsko miało czuwać nad ich rozwojem i przygotowaniem do roli dowódców.

Dlaczego ta grupa została nazwana złotym funduszem?
Ze względu na przywileje finansowe, możliwości wszechstronnego szkolenia i zapewnionej drogi awansu. W wojskowych służbach specjalnych PRL tego typu strukturę nazywano kadrą perspektywiczną. Ta nazwa funkcjonowała także w oficjalnych dokumentach. Gdy zostałem ministrem obrony narodowej, zobaczyłem w armii ludzi ze złotego funduszu na kluczowych stanowiskach. To niewielka grupa, ale wciąż bardzo wpływowa – nawet jeśli znajduje się dzisiaj poza armią. (...)

Tak, a ich wpływy można było zaobserwować, gdy z wojska odeszło kilku generałów współodpowiedzialnych za osłabianie polskiej armii. Rozpoczął się wówczas medialny, zmasowany atak, który wciąż trwa. I nikt nie czuje się zażenowany tym, że chodzi o funkcjonariuszy wojskowej bezpieki, i tych, którzy bili czołem przed gen. Stanisławem Koziejem czy prezydentem Bronisławem Komorowskim. Robili to wówczas, gdy milczenie gen. Mieczysława Cieniucha, dowodzącego „grupą wsparcia” dla ekspertów pracujących w Smoleńsku, pomagało upowszechniać kłamstwo smoleńskie. Robili to także wówczas, gdy na kilka miesięcy przed agresją rosyjską na Ukrainę Bronisław Komorowski ogłaszał doktrynę, że przez dwadzieścia lat nie będzie wojny w Europie, a Rosja nam nie zagrozi. Wówczas nie mieli odwagi ani bronić swoich towarzyszy broni leżących w błocie smoleńskim, ani Polaków skazywanych na bezradność wobec Rosji! (...)

Jakie są inne przykłady wpływów wojskowych ze złotego funduszu?
Skoncentrowany atak na wojska obrony terytorialnej, krytyka budowy Kanału Żeglugowego na Mierzei Wiślanej, podsycanie niechęci wobec NATO i USA, obrona skompromitowanych grup interesu w wojsku. Na przykład – jeden z generałów publicznie mówi, że jest przeciwnikiem przekopania Mierzei Wiślanej, ponieważ nie będą tam mogły wpływać jednostki marynarki wojennej. To oczywiście nieprawda, bo ograniczenia dotkną tylko części naszej floty. Takie stanowisko to nic innego jak wspieranie argumentacji Kremla, działanie, które wprost bije w nasze bezpieczeństwo narodowe. Bo przecież wiadomo, że Rosjanom zależy na tym, aby Polska nie miała autonomicznego wyjścia z Zalewu Wiślanego, tylko musiała za każdym razem prosić o zgodę na przepływ przez wody Federacji Rosyjskiej. Kiedy w ramach planów NATO rozpoczął się proces wzmacniania wschodniej flanki i zaczęliśmy przenosić wojska operacyjne z baz zachodnich w stronę wschodniej granicy kraju, nagle generałowie ze złotego funduszu podnieśli wrzawę. Uważali dyslokację wojsk pancernych na wschodni brzeg Wisły za skandal, tak jakby właśnie wokół Berlina trzeba było tworzyć pierścień obronny. Dorobiono do tego całą pseudomilitarną argumentację, jakoby trzeba było chronić te wojska przed pierwszym rosyjskim atakiem, by były zdolne do kontruderzenia. Ci sami ludzie w innych wypowiedziach podsycają nieufność do USA, twierdząc, że w planach NATO i USA przyjmuje się, iż terytoria na wschód od Wisły nie będą bronione. Skutki tego informacyjnego chaosu są oczywiste – Polacy mieszkający na wschód od Wisły mają się bać za każdym razem, gdy Putin tupnie nogą. I nawet decyzja o rozmieszczeniu Batalionowych Grup Bojowych NATO na wschodniej flance nie zmieniła tej prorosyjskiej propagandy."

Słowom Macierewicza zaprzecza gen. Skrzypczak, mówiąc jednak bardzo interesującą rzecz:
"W drugiej połowie 2007 r. na poligonie w Węgrzynie w trakcie manewrów ówczesny minister obrony Aleksander Szczygło, jadąc ze mną w aucie, zapytał mnie, co to jest ten Fundusz Przyspieszonego Rozwoju. Opowiedziałem mu o tym i wtedy dalej tematu nie rozwijał. Drugi raz temat podniósł w Dowództwie Wojsk Lądowych w luźnej rozmowie z oficerami."

Czyli jednak Szczygło zaczął coś podejrzewać w tej sprawie... O gen. Skrzypczaku można zaś przeczytać niezwykle interesujące informacje w kontekście pewnej spółeczki powiązanej ze sprawą spółki Siltec powiązanej ze sprawą smoleńską:
"Niektóre z osób działających dziś w SILTEC, jeszcze do niedawna można było znaleźć w firmie Halex Holding S.A. Ta nazwa mówi dziś niewiele, jednak przed kilkoma laty właściciel spółki Roman Niemyjski zasłynął siedmioma wyrokami sądowymi, w tym za oszustwa i spowodowanie wypadku ze skutkiem śmiertelnym, a sama spółka miała niezwykle ciekawe koneksje. Śledztwo dziennikarskie, prowadzone wówczas przez „Rzeczpospolitą” wykazało zadziwiającą drogę kariery właściciela holdingu. W latach 80. Niemyjski pracował jako górnik w kopalni, doszedł tam do stanowiska nadsztygara. Po 1989 r. zajął się handlem. Jako pierwszy woził do Polski syberyjski węgiel. W połowie lat 90. kontrolował prawie cały import węgla do Polski. Zbankrutował, gdy Ministerstwo Gospodarki w 1999 r. wprowadziło ograniczenia importu węgla. Kiedy Niemyjski przeniósł interesy do Warszawy, związał się z Instytutem Problemów Strategicznych, w którym przed wyborami 2001 r. przygotowywano plan czystek w UOP. Wśród jego założycieli byli ludzie z pierwszego szeregu SLD: Zbigniew Siemiątkowski, Jerzy Jaskiernia, Andrzej Kapkowski, Zbigniew Sobotka. Niemyjski prowadził również interesy z byłym skarbnikiem lewicy Wiesławem Huszczą, a jego dobrym znajomym miał być Ludwik Michalak, pseudonim „Ludwik”, rezydent gangu pruszkowskiego na Wybrzeżu, ścigany listem gończym za zbieranie haraczy z automatów do gry.

W 2003 r. przez holding Niemyjskiego przewinęli się m.in: płk Piotr Zaskórski (b. szef Departamentu Polityki Zbrojeniowej MON), płk Janusz Zwoliński (b. szef Departamentu Zaopatrywania Sił Zbrojnych), gen. Waldemar Skrzypczak (wówczas jeszcze dowódca XI Dywizji Kawalerii Pancernej w Żaganiu), ppłk Włodzimierz Rybak (pracownik Wojskowej Agencji Mieszkaniowej). Jak informowały media – płk Zwoliński zaprzeczał, że był w spółce, podobnie gen. Skrzypczak. Żaden z nich nie miał bowiem zgody przełożonych na działalność w Halex Holding. Ich nazwiska figurują jednak w Krajowym Rejestrze Sądowym. W spółce często widywano emerytowanego generała Zenona Poznańskiego, absolwenta moskiewskiej Akademii Obrony im. Woroszyłowa, doradcę Samoobrony, współzałożyciela (z gen. Dukaczewskim) stowarzyszenia PROMILITO. Jednym z założycieli holdingu był płk Tadeusz Pańczyk z Departamentu Kadr MON. Innym – Bolesław Borysiuk, w czasach PRL-u członek władz Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Radzieckiej, doradca spółki ART. B od spraw ZSRR, kandydat Samoobrony na ministra spraw wewnętrznych.

W radzie nadzorczej Halex Holding S.A zasiadali m.in. Jolanta Kłosińska (żona płk. Krzysztofa Kłosińskiego, szefa Zarządu III WSI), Marianna Kapkowska (żona Andrzeja Kapkowskiego, b. szefa UOP), Shik Kima (doradca ambasadora Korei w Polsce) oraz dwóch białoruskich dyplomatów, podejrzewanych o bliskie związki z KGB.

Fakt, że w tego rodzaju spółkach przewijają się oficerowie LWP oraz ludzie Wojskowych Służb Informacyjnych nakazuje dostrzegać w nich „firmy specjalnego znaczenia”, działające według kryteriów niedostępnych dla innych podmiotów gospodarczych."

Złoty Fundusz to jak widać dla niektórych za mało..."

2 komentarze:

  1. Armia nasza jest słaba a na Ukrainie trwa wojna. Szok.

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam. Teraz na gwałt zamawiana jest za granicą broń.

    OdpowiedzUsuń